Imprezy

Relacje z imprez w których braliśmy udział.

Oporów A.D. MMXII

Oporów, 07-10 czerwca 2012

Do zamkowego parku w Oporowie pojechaliśmy ochoczo po raz drugi, stęsknieni za śpiewem tamtejszych gawronów. Impreza trafiła w przedłużony weekend, więc nasza dziesięcioosobowa ekipa 'zaczęła się schodzić' już w środę.

Obozowisko szybko rosło, ledwie zmieściliśmy się na głównej polanie parku. Dzięki sprawdzonej firmie (Transport-Spedycja Pękala & Córki) na imprezę dojechały nasze kuchenne graty - dostawiliśmy się na środku z daszkiem i kuchnią, co stworzyło potężny kompleks konsumpcyjno-wypoczynkowy. Namioty mieszkalne rozstawiliśmy po obwodzie placu. Nieliczni pomieszkiwali po burżujsku - dla kobiet w ciąży, dzieci i starców przewidziano bowiem pokoje domku w którym straszy.

Pogoda i ludzie dopisali, turystów było niewielu. Sielski czwartek upłynął więc w atmosferze melanżu, po którym Roma z trudem poderwała starannie wyselekcjonowanych kandydatów do zakontraktowanej i do bólu profesjonalnej sesji zdjęciowej. W jej trakcie pod czujnym okiem zaprzyjaźnionego kustosza Piotra obcowaliśmy cieleśnie z dobrami kultury i przewalaliśmy się po muzealnych eksponatach spełniając sekretne fantazje pani fotografik. Ocenzurowane efekty tych zmagań zostaną podobno kiedyś upublicznione..

Tymczasem kuchnia pracowała pełną parą, dziewczyny i kucharze z RKJM okupowali paleniska produkując mnóstwo przeróżnych potraw. Dzięki temu nikt nie łaził głodny. Tym razem udało nam się nie zgasić ogniska zupą cebulową. Czasami żołnierzy i męską kadrę kuchenną podrywały do czynu komendy P.O. porucznika Trolla, który to postanowił nas oćwiczyć przed piątkowym pokazem w Kutnie. Zdecydowanie najbardziej karnym muszkieterem był mały Kacperek, czekający z utęsknieniem na rozkaz wykonania oporowskiej masakry drewnianą szablą.

Przy okazji, podczas wypraw zaopatrzeniowych do sklepów mieliśmy okazję podziwiać inną sztukę, przez naprawdę duże SZ -- kilkusetmetrowe dzieło usypane przez mieszkańców Oporowa z kwiatów i innych sypkich substancji. Na drodze powstała z tego gigantyczna mozaika widoczna prawdopodobnie nawet z wysokiej orbity. Sypano podobno całą noc aby przygotować drogę na procesję, na którą zresztą załapało się kilka osób przybywających do Oporowa we czwartek. Efekt był tak cudowny, że nawet przejeżdżający przez wieś członek grupy Hells Engels zwolnił z szacunkiem aby pęd choppera nie rozwiał owoców zbiorowego wysiłku mieszkańców.

Równolegle chętni próbowali swoich sił na stanowiskach łuczniczych rozstawionych przez Tomka Pękalę -- oprócz luźnego strzelania w trakcie imprezy rozegrane zostały dwudniowe zawody w dwóch kategoriach (łuki lekkie i cięższe). Zróżnicowane konkurencje zachęciły wielu amatorów szycia zarówno ze sprzętu własnego jak i pożyczonego.

Piątek był pierwszym dniem oficjalnym (uwzględnionym w programie). Po południu spora delegacja muszkietersko-fraucymersko-szlachecko-artyleryjska zapakowała się w podstawiony autokar oraz busa z lawetą. Tym razem, dzięki ostremu zaangażowaniu Romy z RKJM oporowski potop szwedzki był wspierany przez wiele organizacji a pasek sponsorów i patronów zajmował pół plakatu ;) Aby więc zadośćuczynić oczekiwaniom widzów i oficjeli po 14tej opanowaliśmy kutnowski rynek demonstrując przemoc w postaci ognia armatnio-muszkietowego, seks w postaci wyuzdanych kontredansów oraz odrobinę kultury w postaci Króla Szwecji pijącego wino wśród grona lojalnych dworaków. A wszystko to zakończyła prezentacja siedemnastowiecznych narzędzi tortur, za pomocą których udało się przyrządzić kilka gofrów. Pokaz przebiegł sprawnie (wyjątkowo krótko czekaliśmy na jego rozpoczęcie) i niedługo potem byliśmy z powrotem w obozie.

Ruszyły konkurencje łucznicze oraz równolegle z meczem Polska-Grecja przygotowania do Euro 1612. Jeśli chodzi o mecz w piłce kopanej, amatorzy śnieżącego widowiska oglądanego z trudem na historycznym odbiorniku informowali zgromadzonych w obozie o przebiegu gry za pomocą niezbyt precyzyjnych komunikatów głosowych.

Euro 1612 zapowiadało się znacznie ciekawiej. Do gardłowych zmagań stanęły reprezentacje Rzeczpospoliej Obojga Narodów, Cesarstwa Moskiewskiego, Austrii, Brandenburgii, Zaporoża, Danii, Szwecji oraz Imperium Osmańskiego. Reprezentanci oraz członkowie klubów kibica wymalowani w barwy narodowe rozpoczęli przygotowania ustalając strategie, okrzyki bojowe i pieśni mające pogrążyć konkurencję. Sędziowali wprawieni w nalewkowych bojach Alice i Żunior. w dwóch grupach ruszyły eliminacje, (pół)finałowe mecze rozegrane były systemem pucharowym. Pomimo doświadczenia zawodników i dobrego przygotowania kondycyjnego było bardzo ciężko, reprezentacje słaniały się na nogach. Zawzięty doping nie pozwalał jednak stoczyć się pod stół, w pięknym stylu wyszliśmy z grupy, przebyliśmy półfinały i w pasjonującym finałowym pojedynku o włos Rabarbara już prawie wygrałaby Rzeczpospolita Obojga Narodów zremisowała jednak z Duńczykami z Rawy Mazowieckiej. Proszę państwa, co za emocje.

Sobota była dniem otwartym dla turystów. Oprócz możliwości zwiedzania naszego obozowiska przygotowano dla nich nieco atrakcji w okolicy zamku: swoje kramy rozstawili zaproszeni rzemieślnicy, pan Kluska serwował sprawdzone specjały, urządzono też kącik zabaw dla dzieci gdzie i nasza wędrowna trupa miała okazję pokazać swoje kukiełki. A w obozie stanęła malownicza wiata Kacpra - składnica śmiercionośnego złomu, o którym gospodarz fachowo opowiadał. Zwiedzających było sporo, ale dzięki rozległemu terenowi nie włazili nam na głowę - udało się zgodnie z planem przeprowadzić drugą turę zmagań łuczniczych, ugotować i zjeść obiad i przygotować się do ataku na zamek.

Szwedzcy najeźdźcy pomimo niewielkich sił podzielili się na grupy i dzięki fenomenalnemu kurierowi roznoszącemu sprawnie rozkazy dowództwa bezbłędnie skoordynowali ataki ze wszystkich stron. Odbiliśmy polską armatę, zdobyliśmy most i po dłuższym oblężeniu wyłuskaliśmy załogę zamku. Obyło się bez niebezpiecznych sytuacji: chociaż nie odbyła się wcześniej behapowska pogadanka potyczka odbyła się zgodnie z ustalonymi zasadami -- nie używaliśmy pobojczyków.

Po zakończeniu potyczki niedostrzelani żołnierze mieli okazję zmierzyć się ze sobą w terenowej grze muszkieterskiej. Pierwotnie miała się ona odbyć na otoczonej żywopłotem polanie, ale ponieważ osłony nie zdążyły tam urosnąć przenieśliśmy się do parku nieopodal kącika dla dzieci. Dwie drużyny rozegrały w 15to sekundowych ruchach kilka rund capture-the-mug a na koniec wystrzelały się do ostatniego w team-deathmatch. Park był dziki i zarośnięty a rywalizacja zacięta - nie wiem jak to wyglądało z boku, ale dla uczestników dzięki kilku nieprawdopodobnym pomyłkom i niewypałom walki były emocjonujące.

Ci, którzy brzydzą się zapachem prochu mieli okazje postrzelać do siebie z łuków. Kilka przywiezionych masek szermierczych i pacyny przygotowane przez Tomka pozwoliły na rozegranie łuczniczych pojedynków drużynowych. Strzelanie odbyło się na obozowej polanie co uatrakcyjniło w pewnym stopniu przesiadywanie przy kuchni - znudzeni garami mieli okazję pokibicować, pośmiać się z akrobacji strzelców a czasem nawet wyłapać zbłąkaną strzałą.

Po zakończeniu zmagań można było przystąpić do konsumpcji płynów, w czym pomógł nam dystrybutor z piwem podtoczony do granicy obozu. Nie było łatwo, bo obsługa nalegała na szybkie opróżnienie kega - napełniliśmy więc wszystko co się dało łącznie z dębowym cebrzykiem. Połączonymi siłami obozowiczów udało się go potem opróżnić, każdy kto marzył o piciu piwa wiadrami miał okazję zrealizować swoją fantazję.

Oprócz tego w obozie odbył się przygotowany przez naszą trupę kukiełkowy spektakl 'Żywoty Kurtyzan', którego niestety nie widziałem bo zajęty byłem spacerowaniem z dziećmi. Przy okazji dowiedziałem się, że dzieci wiedzą co to kurtyzany więc spacer był zupełnie zbędny.

Wieczorem zasiedliśmy do biesiady -- żarcie było zróżnicowane i nikt głodny od stołu nie wstał. Na uwagę zasługiwał trdelnik przyrządzany przed imprezą przez Saurona - ciekawy deser obozowy. Zmęczeni całodziennymi zmaganiami goście wymiękli jednak dość szybko i tylko nieliczne grono biesiadników dotrwało do północy.

A w niedzielę po śniadaniu Roma sprawnie podsumowała imprezę i rozpoczęło się rozdawnictwo nagród, oklaskom nie było końca. Nagrodzono licznie zgromadzone dzieci, za to że pozwoliły nam od siebie odpocząć po mistrzowsku znajdując sobie zajęcie. Strzałami nagrodzono najlepszych łuczników. Szkłem, alkoholem i innymi fantami nagradzano wszystkich zaangażowanych w pojedynki i turniejowe zmagania. A ponieważ i zaangażowanie pokazowiczów zostało nagrodzone godziwym żołdem nikt niezadowolony z imprezy nie wrócił.

Gratuluję RKJM (a zwłaszcza pociągającej za sznurki Romie) zorganizowania rewelacyjnej imprezy i oczekuję powtórki za rok :) Udało się dobrze wydać zdobytą od sponsorów kasę zadowalając przy tym zarówno publiczność jak i nas, komediantów. Świetne miejsce, ciekawy program i dłuugi weekend złożyły się na idealną mieszankę - brakowało mi tylko kilku osób, którym nie udało się z różnych przyczyn do Oporowa dojechać. Acha, zabrakło mi również czasu na wyjęcie aparatu, dlatego w niniejszym sprawozdaniu posłużyłem się zdjęciami zaprzyjaźnionych fotografów.

Linki do ich galerii to:
* Tomek Pękala: Obozowe, EURO-Nalewki, Melee łucznicze, Gra Muszkieterska, Teatrzyk 
* Sauron - http://gallery.ordugh.org/historyczne/Oporow2012

Wybrane zdjęcia pozwoliłem sobie umieścić w galerii Kompanii.

Kruku