Imprezy

Relacje z imprez w których braliśmy udział.

Manewry RKJM na Grodźcu

Zamek Grodziec, 2011.11.11-13

W długi weekend listopadowy udało mi się wymigać z udziału w licznie organizowanych marszach aby na zaproszenie RKJM odwiedzić zamek Grodziec. Od mojej ostatniej wizyty na zamku sporo się zmieniło (byłem tu na turnieju 11 lat temu). W międzyczasie przez Grodziec przetoczyły się kataklizmy w stylu szwedzkiego reality show, ale zamek prezentował się równie imponująco jak go zapamiętałem. Dodatkowo ucywilizował się znacznie -- nocowaliśmy w pokojach, mieliśmy dostęp do pryszniców i toalet. W każdym razie, siedząc na porcelance rzewnie wspominałem wykusze kloaczne, które ongiś były jedyną opcją jeśli chodzi o opróżnianie kiszki stolcowej..

Dzięki dobremu kontaktowi Kacpra z Kasztelanem dostaliśmy do wyłącznej dyspozycji salę kuchenną/kominkową, w której na imponującym palenisku stale buzował ogień podtrzymywany przez niezmordowaną sekcję kuchenną. Dziewczyny od rana do wieczora dbały o pełne brzuchy wojska serwując ciepłe i zimne posiłki, zaprawdę trudno się było nie przejeść. Sala doskonale sprawdziła się podczas wieczornych nasiadówek, chociaż wciskający się wszędzie dym sprawił, że niejednemu zakręciła się w oku łza wzruszenia.


fot. Roma

Zjazd Regimentu Króla Jegomości zgromadził około 20 osób i obfitował w liczne atrakcje. Oprócz udeptywania stosów jesiennych liści podczas niemieckiej musztry wojsko miało okazję zażyć ćwiczeń w trakcie gry terenowej zorganizowanej naprędce przez Trola i Ithila. Wieczorami omawiano zaś ważne sprawy związane z działalnością grupy (niestety, nie odbył się żaden sąd kapturowy ;), grano w kości (głównie todito) oraz kalambury.


fot. Roma

O musztrze nie napiszę zbyt wiele, bo większość widać na zdjęciach. Oprócz standardowych komend Wallhausena/de Gheyna don Carlos stosował nową komendę do sprawdzania stempla (prüf eurer Ladestock) po zakończeniu procesu ładowania. Oprócz marszu i strzelania porucznik zaplanował dla wojska nieco męskich zabaw zapaśniczych, rozochoceni żołnierze urządzili w rewanżu bunt i trepowanko ;)

Musztrę oglądałem przez obiektyw, ale mimo okulawienia dałem się skusić do udziału w grze terenowej o nazwie 'W poszukiwaniu Fekalibura'. Jako jeden ze złych stawiłem czoła dzielnym poszukiwaczom, którzy tropili w lesie zaplutego karła reakcji w osobie Kacpra. Postrzelaliśmy do siebie w pięknej scenerii okolicznych ruin a potem po zaciętych zapasach na moście przenieślismy się na dziedziniec. Tam wojsko dowiodło swej sprawności bieganiu pod obstrzałem, przetaczaniu armaty oraz w szybkim ładowaniu muszkietu. Finałową konkurencją było jedzenie gulaszu na czas z zawiązanymi oczami a poszukiwania tytułowego oręża zakończyły się w wykuszu kloacznym, gdzie dzielny porucznik zdobył Fekalibura po walce z karłem. Radość Carlosa była szczera, był bowiem święcie przekonany, że ktoś ukradł mu pałasz poprzedniego wieczora.


fot. Roma

Sobotni wieczór upłynął nam w radosnej atmosferze, dodatkowymi atrakcjami raczyła nas organizacja młodzieżowa obchodząca piętnastolecie w sali obok. Dzięki temu obejrzeliśmy pokaz ognia, tańca brzucha, a ci o najtwardszych nerwach mogli docenić popisy wokalne pewnej miłośniczki orientu.


fot. Roma

Podsumowując: śliczne okoliczności przyrody i architektury, doborowe towarzystwo i dobra zabawa. I bardzo dziękuję Dorotce i Gnomowi za podwózkę.

Kruku

PS. Pełna galeria Romy, z której kradłem zdjęcia, leży tu.